Filmowy głos Europy – rozmowa z Romanem Gutkiem

ROMAN GUTEK fot. Łukasz Gawroński (5)Od lat promuje ambitne kino. To właśnie on pokazał Polakom filmy Larsa von Triera czy Pedro Almodovara. Jest twórcą największych polskich festiwali filmowych, na których można obejrzeć filmy nie pozostawiające widza obojętnym. O fenomenie francuskiego kina, festiwalu w Cannes i przyszłości wielkiego ekranu w Europie rozmawiamy z Romanem Gutkiem, ambasadorem kampanii French Touch.
Cannes, najbardziej prestiżowy festiwal w Europie już za nami. French Touch – święto Francji w Polsce przed nami. Przy okazji tej kampanii edukacyjnej, w ramach której przybliżamy Polakom wszystko to, za co kochamy Francję chcielibyśmy zapytać, jak ocenia Pan tegoroczny poziom festiwalu?
Roman Gutek: Był całkiem wysoki, chociaż z pewnością w Cannes zabrakło odkryć – nie pojawiły się nowe nazwiska. W konkursie głównym przeważali znani reżyserzy: Michael Haneke, Andriej Zwiagincew, François Ozon, czy Yorgos Lanthimos… Jedynym nowym nazwiskiem był Robin Campillo, który otrzymał Grand Prix za „120 uderzeń serca” – precyzyjny, lecz również bardzo emocjonalny zapis walki aktywistów o prawa osób chorych na AIDS we Francji lat 90. ubiegłego wieku. Choć tak naprawdę i Campillo nie jest nazwiskiem zupełnie nieznanym, wszak to on napisał scenariusz słynnej „Klasy” Laurenta Canteta, która otrzymała Złotą Palmę w Cannes w 2008 roku. Nieźle w tym roku zaprezentowali się Francuzi. Poza wspomnianym Campillo nie rozczarował François Ozon – jego „Podwójny kochanek” to drapieżny, pełen dwuznaczności thriller erotyczny, przypominający najlepsze dokonania Davida Cronenberga. Laurent Cantet pokazał bardzo interesujący, aktualny „L’atelier”, zaś mistrz Philippe Garrel stylowy, czarno-biały filmowy poemat o wierności „L’Amant d’un jour”. Były także znakomite francuskie dokumenty, jak „12 jours” Raymonda Depardona i „Le Vénérable W.” Barbeta Schroedera. Na festiwal w Cannes powróciła również uwielbiana Agnès Varda z dokumentem „Visages, Villages” czy Bruno Dumont z szalonym musicalem o …dzieciństwie Joanny D’Arc.
Skoro jesteśmy przy kinie francuskim, na czym Pana zdaniem polega jego fenomen?
Roman Gutek: Francuska kinematografia należy do jednych z najbardziej charakterystycznych w Europie i trudno nie zauważyć jej znaczącego wpływu na rozwój sztuki filmowej w innych krajach. To przecież we Francji pod koniec XIX wieku narodziło się kino i właśnie tam powstawały nurty, które inspirowały później wielu reżyserów na całym świecie. Kino francuskie na przestrzeni dziesięcioleci swojego rozwoju dało światu również wiele inspirujących nurtów filmowych, jak impresjonizm, awangarda, surrealizm, realizm poetycki czy, przede wszystkim, nowa fala. Tam rodziła się poważna krytyka filmowa, zjawisko kinofilii. To właśnie we Francji powstało określenie „reżyser – autor”. We Francji powstaje w ciągu roku ponad dwieście filmów. Kino francuskie jest różnorodne, czerpie z historii, z wielkiej literackiej tradycji, ale też stara się być aktualne i reaguje na bieżące wydarzenia. Nie wiem czy istnieje druga kinematografia tak wpływowa i zarazem tak otwarta na wpływy. Wystarczy prześledzić związki kina francuskiego i amerykańskiego (sposób, w jaki na przykład oddziaływali na siebie Hitchcock i Clouzot, Hitchcock i nowa fala; nowa fala i amerykańskie Indie), by dostrzec niezwykle silne wzajemne inspiracje. Francuskie kino jest samoświadome, nieustannie rewidujące swoje założenia, ale też bez obawy wchodzące w gwałtowne, gorące reakcje z rzeczywistością – jak w okolicach Maja ’68. Nigdy bowiem nie bało się jawnej polityczności. Kocha swoich mistrzów, ale też nie zawaha się wejść z nimi w polemikę, jak Michel Hazanavicius, który uznał, że: „Godard nie jest bogiem” i nakręcił o guru francuskiej nowej fali prześmiewczy „Redoubtable”.
Mimo to w Cannes główną nagrodę otrzymał szwedzki film „The Square”, który nawet nie był uznawany za jednego z faworytów…
Roman Gutek: To prawda, aczkolwiek po sukcesie „Turysty” wszyscy z niecierpliwością czekali na nowy film Rubena Ostlunda. W końcówce festiwalu w ogóle się o nim nie mówiło w kontekście nagrody. Nie można jednak stwierdzić, że jest to nagroda niezasłużona. To kino autorskie, przewrotne, błyskotliwe, niedające się w żaden sposób zaszufladkować – z pewnością był to powiew świeżości, którego tegoroczne Cannes bardzo potrzebowało. „The Square” w bardzo zabawny i prowokacyjny sposób wyśmiewa sztukę współczesną, często pustą i mało wyrafinowaną, będącą jednocześnie niezłym biznesem i PR-owym balonikiem. Jednocześnie jest to buñuelowska w duchu satyra na szwedzkie (ale czy tylko szwedzkie?) społeczeństwo. Jestem przekonany, że niektóre sekwencje zapiszą się w historii kina niczym sceny z „Dyskretnego uroku burżuazji”.
Zatrzymajmy się na chwile przy kinie widzianym w szerszej perspektywie. Co Pana zdaniem będziemy oglądać za dwa, trzy lata?
Nie można myśleć o kinie w oderwaniu od myślenia o kierunku, w jakim zmierza sama Europa. Żyjemy w czasach politycznych, społecznych i kulturowych wstrząsów; w epoce głębokiego kryzysu, który wymusza zredefiniowanie pojęcia tożsamości europejskiej. Filmowcy są w samym centrum tej debaty i przez najbliższe lata także będą nadawać jej ton. Wystarczy przyjrzeć się tytułom z ostatniego Cannes: Fatih Akin podjął temat odradzającego się neonazizmu, Michael Haneke dogłębnie – i pesymistycznie – diagnozuje stan europejskiego ducha, Kornel Mundruczo opowiada o uchodźcach, Robin Campillo wraca do czasów własnego aktywizmu, by przypomnieć wagę debaty, konieczność walki o prawa mniejszości. W Berlinie miał z kolei premierę film Agnieszki Holland upominający się o tych, którzy znaleźli się na obrzeżach neoliberalnego systemu. To kolejny wyrazisty głos sprzeciwu. Sytuacja w Europie dowodzi, że demokracja, swobody obywatelskie, równość, to nie są trofea, które raz uzyskane, można odłożyć na półkę. Wolność to „work-in-progress” i dziś także kino powinno i będzie stać na jej straży, poszerzać jej granice, a także stawiać fundamentalne pytania o to, co czyni nas Europejczykami. A z zupełnie innej strony: w europejskim kinie dochodzi do głosu coraz więcej kobiet i niewątpliwie ich wrażliwość, ich perspektywa stanie się w najbliższych latach bardziej widoczna.
Jest Pan twórcą największych polskich festiwali. Na co dzień pracuje Pan z polską widownią. Jacy jesteśmy? Czy lubimy oglądać tzw. kino ambitne?
 Roman Gutek: Polska widownia nie różni się specjalnie od publiczności w innych krajach europejskich. Zawsze tak było, że w kinach przeważały wielkobudżetowe produkcje z USA, a kino ambitniejsze było i jest w mniejszości. Ambitne kino zazwyczaj oglądają dojrzali widzowie. Natomiast sukcesy festiwali – a takich w Polsce nie brakuje – dowodzą, że lubimy filmowe wydarzenia, wszystko to, co daje nam poczucie współuczestnictwa w święcie kina. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu miał w zeszłym roku ponad sto tysięcy widzów. To wiele mówi o skali zainteresowania art-house’m i jego twórcami. Mamy świetną publiczność, rozwijającą się wraz z nami, lubiącą wyzwania, wchodzącą w dialog, czasem nawet bezlitosną w swoich ocenach.
Dziękujemy za rozmowę.

Wywiad powstał w ramach French Touch czyli święta Francji w Polsce. French Touch to kampania edukacyjna połączona z ogólnopolską akcją handlową i zakończona uroczystą galą w Teatrze Wielkim Operze Narodowej. Główne cele kampanii to przybliżenie Polakom francuskiego stylu życia, francuskiej kultury, mody etc. Więcej na http://frenchtouchlabellevie.pl/

Polecane artykuły

Męski Wywiad

Walentynki – chwyt marketingowy czy realna potrzeba?

Laurki namalowane, misie kupione, kwiaty wybrane? Jeśli nie, to już ostatnia chwila, aby podjąć jakieś działania. Tylko czy wszystko to, z czym kojarzymy Walentynki, jest faktycznie najlepszym dowodem uczucia?

Eko Strefa

Hipermobilny – czyli jaki?

Robienie szpagatu bez wcześniejszego rozciągnięcia się, przyciągnięcie bez trudu kciuka do przedramienia, przeprosty w łokciach, kolanach, czy palcach u dłoni praktycznie do kąta prostego – to nie magiczne zdolności, lecz hipermobilność. Zaburzenie wynikające z nieprawidłowej budowy