Śladami Globetrottera: Nowy Jork – 5 dni to za mało…

F1000002
 
 JFK. Odprawa paszportowa. Parę zbędnych pytań i postój taksówek. Gelston street i godzinna jazda po Nowym Jorku. Mieszkam na Brooklynie przy moście Brooklyńskim. Wspaniały widok. Noc, nikogo wokoło. Wyjechałem z kraju żeby, zapomnieć się w świecie, który znałem do tej pory tylko z filmów...
Mam pięć dni i doskonały przewodnik w postaci mojej przyjaciółki, która mieszka tu od siedmiu lat. Pierwsza noc – nie mogę zasnąć… Agnieszka proponuje przejażdżkę po Manhattanie. Cóż to za frajda jechać powoli 5th Avenue, kręcić się wolno wokół Time Square, mijać Wall Street… Jeździliśmy do rana. A już następnego dnia odbywała się na 5th Avenue  66-ta Parada Puławskiego.
I tutaj oczy otworzyły mi się bardzo szeroko. Parada ta nie miała nic wspólnego z paradami znanymi mi z innych miast. Byłem potwornie zawstydzony. Nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. 5tą Aleją przetaczały się tabuny ludzi ubranych na biało – czerwono. Pijanych i bardzo głośnych. Dziewczynki ubrane były w stroje krakowskie, łowickie, tylko, że nie miały na nogach trzewików dopasowanych do stroju a Nike’i. Najgorsze jednak było to, że muzyką towarzyszącą paradzie Puławskiego było disco polo. Muzykę z Polski reprezentowała kapela Sokoły Band. Załamałem się na dobre! Już chciałem stamtąd uciec kiedy to drogę przecięła mi kobieta ciągnąca za sobą kocioł pełen grochówki. „Pan z Polski?” – zagadnęła do mnie kobieta. Nic nie odpowiedziałem tylko ciągnąc Agę za rękę zacząłem biec przed siebie. Zatrzymaliśmy się przy Rockefeller Center, gdzie ku mojej uciesze miał swoją wystawę Takashi Murakami, znany z wystawy w Zamku Ujazdowskim pt.: Gendai. Usiedliśmy na chwilę w przyjemnej kafejce z widokiem na figury Murakami’ego. Zamówiliśmy herbatę z sokiem pomarańczowym, kiedy do naszego stolika podszedł jakiś mężczyzna wręczając nam ulotkę informującą o imprezie w klubie Exit. Okazuje się, że po paradzie, z której właśnie uciekliśmy, organizowana jest impreza dla Polonii. Na Greenpoint Ave. na Brooklynie wystąpi Mc 3D Gibon Skład, a na gramofonach do rana królować będzie muzyka puszczana przez DJ Gramixa i DJ Pullphadera. Świetne zestawienie nie ma co! Nie poszliśmy jednak na tę imprezę. Opuszczając Rockefeller Center zwiedziliśmy sklepy przy 5tej Alei. Potworne ceny. Wróciliśmy do domu i zamówiliśmy chińszczyznę. Wieczorem Aga zabrała mnie do swoich znajomych mieszkających w Starym Porcie w południowej części Manhattanu, niedaleko Wall Street. Było cudownie. Koło północy wyszliśmy na Brooklyn Bridge, pamiętam, że jeden z naszych znajomych puścił Going Under zespołu Evanescence. Tańczyliśmy jak szaleni w światłach mostu i samochodów pędzących pod naszymi stopami.
F1000024Następnego dnia wstaliśmy dosyć późno, Aga musiała oddać jakiś projekt, a ja postanowiłem wejść na Statuę Wolności. Bilet studencki kosztuje 10$ i można w ramach tej opłaty zwiedzić poza Statuą Wolności również Ellis Island, gdzie znajduje się muzeum imigracji. Można sprawdzić również czy żaden z naszych przodków nie przybył wraz z wielką imigracją do USA. W latach 1892 – 1954 wyspa Ellis była główną bramą przez którą imigranci napływali do Stanów Zjednoczonych. Statua Wolności była niestety zamknięta dla zwiedzających. Odbywały się tam prace remontowe i konserwacyjne. Sam pomnik na filmach wydawał się dużo większy. Chociaż nie mogę powiedzieć, że nie jest to pokaźna postać. Statua Wolności mierzy 97 metrów, co daje prawie 12 pięter! Po udanej wycieczce na „wyspy” udałem się na Wall Street, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie pod gmachem najsłynniejszej giełdy na świcie. Na Brodway’u pogłaskałem byka w najbardziej wyświecone miejsca, pomyślałem życzenie i ruszyłem w górę, bo na Houston Ave. miałem się spotkać z Agą. Zjedliśmy średniej jakości spaghetti w Little Italy i wieczór spędziliśmy odkrywając coraz to wspanialsze jazz kluby w dzielnicy znanej Greenwich Village.
„Dzisiaj pokaże Ci SOHO” – powitała mnie rano Aga. Tyle zdjęć ile zrobiłem w tej brudnej, zaniedbanej, pełnej tandety dzielnicy Nowego Jorku, to nie zrobiłem chyba przez cały pobyt w Philadelphi i Washingtonie, razem wziętych. Czułem się tu naprawdę dobrze wyciągając obiektyw mojego aparatu w najmniej do tego odpowiednich warunkach. Robiłem zdjęcia na Canal Street, gdzie handluje się kradzionym towarem, w klubie undergroundowym tylko dla afroamerykanów. Kolejny raz szumiało mi w uszach z emocji.  To był bardzo męczący dzień. Wieczorem postanowiliśmy zostać w domu.F1000003
Następnego dnia rano obudził nas stukot do drzwi. To był Alan, kolega Agnieszki. Wpadł zapytać czy byśmy z nim nie pojechali do Central Parku, bo kręcą tam właśnie Dzienniki Ed’a – serial telewizyjny, a on jest ochroniarzem i bardzo mu się nudzi, więc szuka towarzystwa… Pojechaliśmy. Przy okazji zwiedziłem Central Park. Miejsce gdzie zastrzelono Johna Lennona na Strawberry Fields. Poznałem człowieka o i mieniu Steve, który jest miłośnikiem twórczości Lennona i opiekuje się miejscem jego śmierci. Codziennie zmienia kwiaty wokół pacyfy z napisem Imagine… Potem przywitałem się z moim ulubionym Kapelusznikiem, który jest częścią rzeźby Alicja w Krainie Czarów. Popatrzyłem na sterowane stateczki na jednym z oczek wodnych Central Parku… i przebiegłem przez 5th Avenue żeby dostać się do Guggenheim Muzeum. Marzyłem o tej chwili od bardzo dawna. Tu przywitałem się z takimi mistrzami pędzla jak Miro, Kandynsky czy Picasso. Ale największym przeżyciem była dla mnie wizyta w Metropolitan Museum of Art. Tego Amerykanom zazdroszczę, dostępu do kultury! Jak mają ochotę zobaczyć Malewicza czy Goyę, wystarczy, że kupią bilet za 7$ i czas obcowania ze sztuką jest ich!!! W Metropolitan Museum spotkałem największą miłość mojego życia – Francisa Bacona! Co prawda nie jest to imponująca kolekcja dzieł, ale mi wystarczyło. Znowu wróciło to uczucie klaustrofobii, duszności. Znowu zlałem się z obrazem i w oczach mistrza zobaczyłem oczy swojego kochanka… Nie wiem ile stałem przed tryptykiem z 1974 roku. Wiem tylko, że jak wyszliśmy z muzeum to było już ciemno….. Alan odwiózł nas do domu. Po godzinie postanowiliśmy pojechać w ulubione miejsce Agi skąd widać światła New Jersey…
F1000034W sobotę o godzinie 17stej miałem samolot do Baltimore. Więc w piątek zdecydowaliśmy się na wjazd na Empire State Building i odwiedzenie Strefy Zero.  Aga zaproponowała żebyśmy jeszcze przed wjazdem do obserwatorium zaliczyli Sky Ride, symulację lotu nad Nowym Jorkiem. To było coś niesamowitego jak lot helikopterem nad całym Manhattanem i do tego narratorem tego krótkiego filmu był mój ulubiony aktor Kevin Bacon… Cudowna przygoda, ale najgorsze było cały czas przede mną. Potwornie boję się wysokości i wind a tu trzeba było wjechać aż na 86 piętro, a potem jeszcze parę kondygnacji drugą windą. Widok był jednak cudowny. Było mi słabo ale nie wiem czy to ze strachu czy z przejęcia. Nowy Jork naprawdę robi wrażenie! Potem zjedliśmy coś szybkiego w moim ulubionym Fast Foodzie – Wendy’s.
F1000032
Potem Aga zabrała mnie na plażę. Jakieś dziecko puszczało latawce, grupa ludzi tańczyła w takt niesłyszalnej muzyki, a ja wiedziałem, że za parę godzin wyjadę z Nowego Jorku na dobre i nie wiem czy jeszcze kiedyś się z Agą spotkamy….Ale mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę, nie na pięć dni ale na dłużej. A co zobaczę opiszę….

Adek Rogowiecki

fot.: ADO

Polecane artykuły

Mężczyzna

Pływasz? Zdejmij soczewki!

Wakacje dobiegły końca chwilę temu, to wielu z nas już tęskni za wodnymi szaleństwami. W tę chłodniejszą część roku mamy do dyspozycji baseny i parki wodne. O tym, jak dbać o zdrowie i bezpieczeństwo oczu